Tête-à-tête z innością. Eseje spisane
Tête-à-tête z innością
Pogoda nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia. Gdyby ktoś powiedział wcześniej Panu Guise, że w wieku 42 lat (jest to wiek perfekcyjnie-zawałowy) zacznie mieć pierwsze objawy stanów lękowo-maniakalnych, to pewnie wolałby umrzeć przedwcześnie na tyfus. Nawet przed 30. Bardzo trudno jest chodzić po ulicach, gdy słyszy się głosy. W ogóle, zacznijmy od tego, że bardzo trudno jest również chodzić między alejami, gdy jeździ się na wózku. I chyba o tym to jest. O wyroku, a raczej poczuciu winy, który otrzymuje w pakiecie osoba chora. Co ma czuć człowiek, który odczuwa, myśli lub postrzega inaczej? Stop, wykreślmy ostatnie słowo przed pytajnikiem. Człowiek postrzega. Jest żywy. Pełen siebie samego. Wychodzi za spotkanie ze swoim strachem i samotnością. Tête-à-tête.
Wejdźmy jednak w polemikę. Co oznacza ta inność? Zmieńmy reguły gry. Zupełnie je obalmy (a niech idą w cholerę!) i załóżmy, że każda osoba z niepełnosprawnością psychiczną bądź fizyczną widzi i wie tak samo jak człowiek „zdrowy ustawowo”. Kto powiedział, że istnieje jeden, słuszny punkt widzenia? Słuszność każdy ma wewnątrz i uwielbiam tę fantazję, ponieważ pozwala ona na nieskończoną ilość rozwiązań. Otwiera drzwi na oścież i montuje windę, jeśli jest taka potrzeba.
Wyobraźmy sobie dorosłego mężczyznę, którego ciało i mowa uległy znacznej deformacji. Jego świat i system komunikacji wyglądają inaczej, ale nie oznacza to, że nie ma on prawa do własnych potrzeb czy poglądów. Oczywiście, istnieje pewien prawny system klasyfikacji osób „chorych” i „zdrowych”, ale jest on na piśmie, nakreślony często koślawymi archaizmami, które nie zdążyły jeszcze nadążyć za zmianami w społeczeństwie. Moja, bardzo prywatna, teoria, każdego dnia podpowiada mi, że na każdego z nas mógłby znaleźć się odpowiedni paragraf. Może więc w ogóle zrezygnować z jakiegokolwiek z nich?
Ludzie są.
Jacy są.
Twarzą w twarz.
Z każdym.
Myślę, że wspomniany Pan Guise przychyliłby się do tego, że dzisiejszy świat jest zwyczajnie: pseudowolnościowy. Bilbordy krzyczą na temat rzekomej wolności każdego z nas.
Wolność dla odcinka pomiędzy dolnymi żebrami a barkiem.
Wolność dla klatki piersiowej na basenach.
Wolność wyboru pomiędzy latte a małą czarną.
Wolność patrzenia w kierunku sacrum i profanum.
Wolność należy podobno do każdego człowieka, ale z jakiegoś powodu nie tak łatwo jest wysłuchać potrzeb niektórych z grup. Proponuję więc zmianę punktu widzenia. Niech każdy niesie swoją prawdę, a diagnoza choroby nie będzie wyrokiem pod postacią poczucia winy. Panie Guise, nie zawiódł Pan społeczeństwa.
Chciałabym, by ludzie mieli możliwość dorastania w środowisku bezpiecznym. Przebijając się wzrokiem przez gęstwy zaduch miasta można by dostrzec, że osoby zapadające na różne choroby mają szansę na pomoc. Pomoc niesioną jednak bez wzbudzania w nich poczucia winy, ponieważ bardzo łatwo jest przypiąć komuś łatkę rozczepienia, ale dużo trudniej można sobie wyobrazić, że my sami możemy być za chwilę w tej sytuacji.
Odejdźmy jednak od czterdziestokilkulatka. Ponoć dobry esej to taki, gdzie bazuje się na własnych doświadczeniach więc napiszę, że jako kobieta odczuwam duże obawy przed tym, że urodzę dziecko z niepełnosprawnością. Nie mają one jednak żadnego związku z chorobą, a tyczą się jedynie systemu, który od razu nakazuje pójść owej kobiecie na kurs bokserski, bo silne pięści przydadzą się z pewnością w walce po godność. Morze miłości wydaje się nieograniczone, ale wraz z nurtem wody pojawiają się nowe, dystopijne pytania:
Jak je wychowam?
A za co?
Czy ktoś mi pomoże?
Czy nie kopną go/jej nogą?
A co, jeśli kopną?
Butem?
Szturchną.
Patykiem.
Co, jeśli mam za słabe kostki i pięści?
Osoby wykluczone niosą swoją prawdę, ale rzecz w tym, że wciąż niewiele osób nadstawia uszy by jej słuchać. Czy mają zatem prawo do szczęścia? Może jeśli system dostrzeże pełnię we wszystkich ludziach, bez wykluczeń, to wspólnie staniemy, tête-à-tête, z innością. Tą, która nie istnieje, jeśli zmienimy zasady gry. Zaczynając od wewnątrz.
Malika Tomkiel