Jesteś taka zjawiskowa, literaturo Young Adult, mącisz, nęcisz, jeńców nie bierzesz
Pięknie płynie życie na tej podlaskiej wsi. Siedzimy sobie na Dyskusyjnym Klubie Książki dla młodzieży, jemy ciastka i czasem gadka szmatka o tym, co czytamy, co nas przyciąga w literaturze młodych dorosłych, a czasem wymiękłą szmatą prosto po twarzy – dywagujemy o peryferiach internetu, gdzie treści dodawane przez autorów mogą być po prostu szkodliwe. Alarm, okruszek w przełyku, alarm, odkrztuś to, co napisałeś, proszę. Czy możemy coś zrobić, gdy literatura Young Adult* zaczyna przyjmować niebezpieczne znamiona? Gdzie w ogóle leży początek tej nitki czy wprowadzane oznaczenia wiekowe cokolwiek zmieniają i czy możemy coś zrobić, by wesprzeć młodsze pokolenie w wyborze odpowiednich treści, skoro grają one tak znaczącą rolę w popkulturze?
Literatury YA nie można ująć lepiej niż po prostu „zjawisko”. A, że lubimy w słowa, oj lubimy, to zacznijmy od wrócenia do podstaw – pojęcia. Słowniczku nakryj się:
- *Young Adult – gatunek literacki, zwany również jako YA, który koncentruje się głównie na życiu i doświadczeniach młodych bohaterów w świecie. Skierowany jest do czytelników w wieku 12-18 lat,
- zjawisko – to, co istnieje lub się wydarza i daje się zobaczyć, usłyszeć, poczuć lub dotknąć,
- Zjawisko, fenomen (gr. phainomenon – obserwowany) – pojęcie filozoficzne oznaczające to, co dane jest w poznaniu zmysłowym, a więc obrazy, dźwięki, zapachy, smaki itd.
Słuch – co zasłuchane przeżyte zostało i „mamo, chcę być blada jak Bella”
Przyznam, że pojęcie „zjawiska” bardzo pomogło mi w ułożeniu tego tekstu. Zapraszam Was na spacer po zmysłach, których wytężenie płynnie przeprowadzi nas przez zrozumienie zagadnienia. Zacznijmy od słuchu. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto jest z pokolenia 20., 30.—latków i nie słyszał o polskim fenomenie „Zmierzchu”. Byłam tam, czytałam, pod poduszkę chowałam, bo pewnego dnia pękłam i pobiegłam do sąsiadki, by pożyczyła mi swój wymodlony egzemplarz. Były lata wczesne dwutysięczne moi drodzy, okazuje się, że razem z Anetą Korycińską (@BabaOdPolskiego, której bardzo dziękuję za pomoc w artykule) pamiętamy dokładnie ten sam moment, czyli napływ amerykańskiej, słodkiej literatury. O uszy obijały się: wampirza saga Stephanie Mayer czy „Szukając Alaski” Johna Greena, które zaczęły przenosić młodzież w nieznane dotąd światy narracji. Pierwsze zauroczenia? Książkowe. Czasem nielegalne, na styku światów, które mieszcząc się pod kawałkiem jaśka, dawały ucieczkę od codzienności – podobnie jak „My, dzieci z Dworca Zoo”, które swego czasu wnosiły bardzo dużo i wcale nie oznaczało to, że każdy po chwili sięgał po nielegalne. Czy coś się zmieniło?
Generalnie wszystko, a jak wszystko to i nic, poza drobnym szczegółem, że komputery przestały służyć wyłącznie do gry w pasjansa. Nastała era… internetu, a on, nadając mu rangę literackiego antagonisty i protagonisty równocześnie, namieszał w branży wydawniczej ze wzmożoną siłą. To jednak nie tak, że szum papierowych kartek powoli ucichał (ba, liczę na to, że to się nigdy nie zdarzy). Lata 2000-2005 zapoczątkowały duże zatrzęsienie książek skierowanych bezpośrednio do młodzieży. Niektóre? Mamiły, inne zaś próbowały wejść na ścieżkę bardziej świadomych treści, jednak to pod naporami właśnie tych pierwszych zaczęły uginać się półki księgarni. Swoją drogą ja i duża liczba moich znajomych wciąż liczymy, że przyjdzie do nas ten list z Hogwartu, który będąc ikoną światowego fenomenu, naturalnie przenosi nas do kolejnego ze zmysłów – smaku.
Smak – czyli jak ciamkamy internet, fasolki wszystkich smaków i „omg lol wtf” na Whattpadzie
Myślę, że gdybym zapytała Olgi Drendy, która w swoich esejach przygląda się przekrojowości i życiu memów czy zna obrazek z „wchodzeniem całym na biało”, to powiedziałaby „tak, znam”, co posłuży mi za zgrabną analogię „bycia w internecie”. Myśleliście kiedyś, jak smakuje internet? W mojej głowie, poza naturalnym błogosławieństwem do rozwoju wielu branż, jest również chlustem smoły na łyżce, z którą nie bardzo wiadomo jak sobie poradzić (w dużej mierze oczywiście samodzielnie). Internet jest jak wspomniane słodkości ze szkoły magii i czarodziejstwa: czasem różowa fasolka w kolorze malin, a czasem czarna lukrecja nie do przełknięcia. Taka jest właśnie strona Whattpad, która zmieniła i wciąż zmienia przekrojowość i dynamikę rynku książek YA.
„Pojawienie się Wattpada umożliwiło budowanie społeczności. Dzisiaj to już bardzo ważny gracz na rynku social mediów, który jednoczy osoby piszące z czytającymi, dając możliwość współtworzenia, sczytywania i recenzowania powstających tekstów”. – Baba od Polskiego
Wattpad stanowił również drzwi do świata, gdzie książki przestają być właściwie jedynie nośnikiem liter. Zmysł wzroku, do którego zaraz przejdziemy, przestaje tu wystarczać i naturalnie łączy się ze wspomnianym smakiem. Delektujemy się coraz to nowszymi rozwiązaniami graficznymi, wizualizujemy stroje bohaterów (cosplay) czy dokupujemy pieprzne herbatki, które obiecują nam niezapomniane chwile przy lekturze. Znane sagi rozwijają się o nowe wątki pisane przez fanów i nie byłoby oczywiście nic w tym złego, gdyby nie fakt, że nie ma tu pola do autoryzacji, redakcji czy korekty treści.
Wzrok – co widzimy obecnie
O ile w przeszłości nikt do końca nie wiedział jaką drogę obierze Wattpad, to dziś fenomen strony pokazuje, że to często tam tworzone są pierwsze historie niezależne, dotyczące tego, co akurat istotne (“Radio silence” Alice Oseman, “I was born for this” Alice Oseman, “Znów mogę cię zobaczyć” Ann Liang, “Tweet cute” Emma Lord, ). Ma wady i zalety (odkrywcze Maliko, jak wszystko), co dla rynku wydawniczego bardzo często okazuje się chodzącym samograjem. Duża liczba osób obserwujących autora? Drukujmy! Oczywiście: brak ocenzurowanych wątków erotycznych, niechlujny język z treściami niskiej jakości są dokładnie tak jak „omg lol wtf”, gdy wejdziemy na dowolne forum internetowe, by poradzić się dobrej duszy o przepis na biszkopt. Dziś jednak to właśnie sfera internetu pozwala na wyłonienie pisarzy i pisarek z dużym potencjałem sprzedażowym, bo skoro zyskują internetową popularność i mają duże dotarcie, to przeniesienie książki na półki sklepowe stanowi pewniak. To jednak grunt… cholernie śliski. Pojawia się więc abstrakcyjne pytanie: Czy można ocenzurować internet?
O ile tu odpowiedź wydaje się jasna, o tyle pracę mogą podjąć (a nawet już teraz podejmują) pracownicy kultury. Zaangażowani bibliotekarze i bibliotekarki już sprawdzają wiek czytelników i jeśli książka jest przeznaczona dla starszych niż wypożyczający, dzwonią do rodziców z pytaniem o zgodę na wypożyczenie. To częsta praktyka, która oczywiście w sklepie nie występuje – podpowiada ukradkiem „Baba od polskiego”. Co jednak, jeśli w zasięgu wzroku nie mamy opiekuna, bibliotekarki i po prostu chcemy coś wziąć z półki? Trzymajcie się mocno.
Dotyk – chodź, pogłaszczę cię po główce, bo nie wiem co mogę zrobić innego
Idę do Empiku. Otwieram dowolną książkę z działu YA. Wtedy moim oczom ukazuje się to:
„Ostrzeżenie!
Książka porusza tematy takie jak: agresja, zachowania destrukcyjne, przemoc psychiczna i fizyczna, wykorzystywania seksualne nieletnich, zaburzenia lękowe, próby samobójcze, śmierć. Ponadto relacja głównych bohaterów jest toksyczna i nie należy brać z niej przykładu. Jeśli jesteś osobą wysoko wrażliwą, zastanów się czy sięgnięcie po tę historię będzie dla Ciebie odpowiednie”.
No i teraz tak. Pauza w artykule. Zróbmy dwa kółka dookoła własnej osi. Łyk herbaty. Dwa łyki. Nie zalejcie się wrzątkiem. Pytanie do Was, szczerze ze sobą: Widzicie takie oznaczenie na pierwszej stronie jako młodzi ludzie (a niech mnie, nawet jako dorośli, bo często wcale nie jesteśmy mądrzejsi), co robicie? A) czytam B) czytam zawzięcie C) czytam z dozą podejrzliwości D) nie czytam, w ogóle.
Pytanie numer dwa: Czy według Was osoba w wieku 13,14,15, a nawet (zaszalejmy) 18 lat potrafi w odpowiedzialny sposób stwierdzić, że jest na takie treści gotowa, nie jest wysoko wrażliwa i w ogóle jej one nie ruszą? Tak to zostawię. Wstanę od komputera. Dyskusja bardzo parzy od wielu miesięcy.
Zapach – co czuję, gdy patrzę w przyszłość
Jako redaktorka, obserwatorka rynku książki i szerszych kontekstów kultury nie łudzę się, że nastanie moment, że każde wydawnictwo pozwoli sobie na redaktora merytorycznego, który każdorazowo będzie opiniował treści spisywane w książkach młodzieżowych. Nie ma pieniędzy, plus naturalnym jest żywa i stale tocząca się dyskusja o wolności słowa. Warto dodać, że tak samo jak rynek zalewa fala treści budzących wątpliwość tak samo jest wiele pięknych książek dla dzieci i młodzieży (wyd. „Natuli”, „Dwie Siostry”, „Fame Art.”, „Papierowy Motyl” i dużo innych). Coraz częściej świadomi wydawcy decydują się na poruszanie tematyki śmierci, wagi relacji, przyjaźni, natury, miłości czy ciałolubności i chwała im za to. Życzę Wam, by Wasze książki nie ginęły w gąszczu ukochanych kontrowersji.
Rozwiązaniem bezpłatnym, ale wymagającym konsekwencji i podjęcia śmiałych, klarownych decyzji jest więc oznaczanie wieku na okładkach. Coś jak te kółka i kwadraty w TV, pamiętacie? Rodzicie wiedzieli wtedy, czy i kiedy zasłonić Wam oczy, jednak wymaga to współdziałania pomiędzy opiekunem a osobą małoletnią.
„Walka o to, by wydawnictwa umieszczały oznaczenia wieku na okładkach, toczę od momentu, gdy zainteresowałam się literaturą YA. Widać już pewne zmiany w tym zakresie, ponieważ dotąd pastelowe okładki wprowadzały w błąd dorosłych, którzy kupowali powieści erotyczne ośmiolatkom. Nadal tak się dzieje, dlatego czuję misję, by podczas licznych prelekcji, z którymi jeżdżę do bibliotek w Polsce, pokazywać, o czym są aktualnie modne książki, cytować je, a czasami zestawiać z Sienkiewiczem, którego przecież też czyta się w szkole podstawowej, a który wykorzystał wiele wątków dzisiaj znanych z literatury YA”. – Aneta Korycińska
Piszę ten artykuł jako wielka miłośniczka książek. Mają piękną moc i tak samo jak potrafią zachwycać szatą graficzną i treścią tak samo wiem, że wpływają na ukształtowanie naszych przekonań – zarówno osób dorosłych, jak i młodych. Nakreślone zjawisko rozwoju YA jest trudne, wielowymiarowe więc celowo skupiłam się na wątku, który jest na językach, w eterze, wręcz namacalnie niejednolitym i szorstkim. Pewnym jest jednak to, że rynek wydawniczy jest na tyle złożony, że wymaga symbiozy i podobnie jak z innymi czynnościami wymaga wskazania drogi przez starszych. Jak jednak wiadomo: jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz – w końcu wszyscy jesteśmy dziećmi internetu.
Na koniec mam dla Was kilku polecanych książek YA:
– Joanna Krystyna Radosz, “Dziewczyna w różowym”
– Irmina Maria “BROKEN WINGS” – 13-16 lat
– Roksana Jędrzejewska-Wróbel “Stan splątania” – 12-13 lat
– Radek Rak “Agla” 16 lat
– Neal Shusterman “Kosiarze”
Malika Tomkiel
Photo by Thought Catalog on Unsplash