Marika Krajniewska w wywiadzie specjalnie dla VitWoman o swojej najnowszej książce i wspomnieniach z Rosji

marika-krajniewska
Jesteś absolwentką filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, Szkoły Kreatywnego Pisania Polskiej Akademii Nauk oraz kierunku scenariopisarstwa dla pisarzy Adaptacja w Warszawskiej Szkole Filmowej. W którym momencie swojego życia uznałaś, że chcesz zostać pisarką?

Na poważnie uświadomiłam to sobie po studiach, kiedy przeprowadziłam się z Torunia do Warszawy. Z jednej strony przyjechałam do dużego miasta, którego mi od wyjazdu z rodzinnego Petersburga brakowało, z drugiej zaś nastał całkiem nowy etap w moim życiu i chyba potrzebowałam stworzyć w tych wszystkich zmianach jakiegoś swojego stałego świata. Tym światem stało się pisanie. Warsztat Kreatywnego Pisania oraz szkoła filmowa tylko pomogły.

W wieku 12 lat, wraz z rodzicami opuściłaś swoją ojczyznę – Rosję. Jak wspominasz swoje dzieciństwo? Czy chciałabyś tam jeszcze kiedyś powrócić?

W tej chwili moje wspomnienia są zbudowane na kontraście. Przede wszystkim z dzieciństwem kojarzy mi się słowo przyjaźń i wspólnota. Ciepło takie ludzkie, uśmiechy i bijące serca dla innych. Czułam dobroć nawet wtedy, kiedy stało się w kolejkach po artykuły spożywcze, sprzedawane na kartki. Dzieciństwo to petersburska przestrzeń, powietrze inne, niż w Polsce, ale przede wszystkim przyjaciele. Po przyjeździe do Polski przez pierwsze dni zachwycały mnie bogato wyposażone półki sklepowe, ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że wcale tego nie chcę. Brakuje mi ludzi i ulic, długich ulic, ogromnego nieba, porywistego wiatru. Będąc na studiach często podróżowałam do mojego domu. Tak nazywałam moje powroty do Petersburga. Kiedy urodziłam córkę, wreszcie się zakotwiczyłam w Polsce. To cudowne doświadczenie, które przyniosło swojego rodzaju ulgę. Przestałam ciągle chcieć być to tu to tam. Teraz jakoś tak łatwiej mi być tu. Dobrze mi tu, ale od czasu do czasu chce się po prostu przespacerować po ulicach dawnego mojego miasta.

Jesteś założycielką wydawnictwa Papierowy Motyl, jakich rad udzielasz początkującym pisarzom?

Najczęściej zauważam dwie trudności u początkujących pisarzy. Zetknęłam się z nimi również prowadząc warsztaty pisarskie. Pierwszą jest wyłączenie wewnętrznego krytyka. Nie jest to łatwe, sama od czasu do czasu mam z tym problem. Zaczyna się niewinnie. Piszemy rozdział bądź stronę i zaczynamy czytać na nowo, po raz kolejny na nowo, skreślamy, zastanawiamy się, czy to wszystko co zostało napisane ma ręce i nogi, po siódmym czytaniu, zazwyczaj skreślamy wszystko i sfrustrowani myślimy, że jesteśmy do niczego. W takich sytuacjach zawsze powtarzam: najpierw piszemy, nie czytamy. Należy jednak pamiętać, by stworzyć postaci z krwi i kości. Tak jak nie ma jednakowych ludzi, tak samo jest z postaciami literackimi. Drugi problem pojawia się pod koniec pracy pisarskiej, przed wysłaniem gotowego tekstu do wydawcy. Często pisarze mało uwagi poświęcają wygładzaniu tekstu, a proszę mi wierzyć, pisząc pod wpływem natchnienia, bardzo łatwo jest o popełnianie błędów gramatycznych, interpunkcyjnych, składniowych. Oczywiście, wydawcy mają swoich korektorów i redaktorów, ale niektórych dobrych tekstów nie da się po prostu czytać przez, proszę wybaczyć, ale użyję tego słowa, niechlujstwo.

Za kilka dni premiera Twojej najnowszej książki „Białe noce”, którą redaktor naczelna magazynu Życie i Pasje Klaudia Maksa opisuje słowami „Obcując z powieścią Mariki Krajniewskiej, czytelnik siedzi w głowie bohatera, analizując jego myśl po myśli, słowo po słowie. Nie znajdziemy tu zbędnych fraz czy słownych ozdobników. To właśnie surowość dodaje tej powieści szlachetności. Wszystko to sprawia, że Białe noce to literacka perła”. O czym jest i dla kogo jest przeznaczona powieść?

Powieść jest dla wszystkich. Narratorem jest młody mężczyzna, który całe swoje życie podporządkowuje decyzji własnego brata. A za tą decyzją idą kolejne. Jest to historia o miłości i o walce o miłość, ale w trudnych warunkach psychologicznych i emocjonalnych. Może nie będę zdradzać fabuły, powiem tylko, że jest w powieści Petersburg, jest Warszawa. Są polsko-rosyjskie stereotypy. Jest miłość i kłamstwa. A także próba radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Są tytułowe białe noce, których w pewnym momencie zaczyna bohaterowi brakować.

Który pisarz jest twoim największym autorytetem?

Przesiąkłam Dostojewskim i Tołstojem. Nabokow i Czechow też zapadli w pamięć i był taki czas, że często wracałam do ich książek. Jeśli chodzi o współczesnych pisarzy, mogłaby wymieniać długo. Na tej liście z pewnością znaleźli by się Szymborska, Eric Emmanuel Scgmitt, Janusz L. Wiśniewski, Alice Munro.

Nakręciłaś krótkometrażowy film „Głód”, który zaprezentowałaś na międzynarodowym festiwalu filmowym Tofifest. Jak podsumujesz to doświadczenie?

Mój film został pokazany w różnych krajach na niezależnych festiwalach filmowych, przez międzynarodowy magazyn cinewoman zostałam wybrana za najlepszą reżyserkę niezależną roku 2015. Oprócz wielkiej radości film ten przyniósł mi niezwykłe doświadczenia, to była niezwykła szkoła. Przede wszystkim zaś doświadczyła niezwykłej siły bezinteresownego wsparcia niezależnych twórców i prywatnych firm, dzięki którym całe przedsięwzięcie mogło dojść do skutku.

Jesteś matką, pisarką, scenarzystką, właścicielką wydawnictwa. Czy w swojej codzienności masz czas na dodatkowe pasje?

Gdyby takowe były, to by się wygospodarowało. Podobno, im więcej rzeczy robisz, tym łatwiej jest na to wszystko zorganizować czas. A tak na serio, to oczywiście czasami muszę wybierać, ale jest to wybór bardzo przyjemny, ponieważ na dobrą sprawę wybieram między tym, co lubię a tym co lubię.

Jakie masz dalsze plany i czego wobec tego powinniśmy Ci życzyć?

Będę wdzięczna za trzymanie kciuków za plany rozwoju mojego wydawnictwa. Plany są ambitne, wiem, że się wszystko uda. Proszę też życzyć szybkiego ukończenia dwóch powieści, już się nie mogę tego doczekać, bo są świetne.

Przeczytaj wywiad na vitwoman.pl