Tylko spokojnie, Mirelka!

Pewnego dnia zgubiłam spokój. Myślicie może, że spokój to mój pies albo jakiś chomik? Nic z tych rzeczy. To dosłownie mój spokój, takie coś, co, gdy się to ma, człowiek czuje się błogo i niczym nie martwi, ani się nie spieszy i ogólnie nie panikuje. No więc ja go zgubiłam.

Mam dziesięć lat. Na imię mi Mira. Tata mówi na mnie Mirelka. Lubię, chociaż trochę to dziecinne. Innym nie pozwalam tak do siebie mówić.
– Dawaj! – mój młodszy brat był tego dnia nieznośny. I to od samego rana.
– To mój telefon, nie dam ci! Jesteś za mały!
– Dawaj! – Misiek wrzeszczał jak oszalały.
Dwa lata to jest bardzo trudny wiek dla otoczenia. Nie dość, że znasz góra z dziesięć wyrazów, w tym „Dawaj”, “Nie”, „Chcę” i „Zostaw”, to jeszcze za grosz nie posiadasz kultury osobistej. Przynajmniej taki jest mój brat.
– Dawaj, dawaj! – wrzeszczał co sił. Wreszcie wyrwał mi telefon z ręki, a ja poślizgnęłam się i walnęłam plecami o podłogę, aż łupnęło.
Kiedy byłam zajęta sprawdzaniem, czy jestem cała, Misiek wziął solidny zamach i walnął moim telefonem o ścianę. Niezwykle go to rozbawiło.
– Ha, ha, ha! – śmiał się, pokazując lewą rączką ścianę, a prawą trzymając się za brzuch.
Tego było za wiele!
– Zaraz ci pokażę! – nie wiem, czy wy też tak macie, ale ja często mówię, że komuś pokażę jak nie mam pojęcia, co niby mogłabym mu pokazać. – Zaraz cię dorwę – uściśliłam, gramoląc się z podłogi i wtedy właśnie:
ŁUP!
Upadlam znowu! Spytacie, jak to? Klasyka, skórka od banana, rzucona na podłogę przez kogo? No jasne, przez Miśka! Tym razem zrezygnowałam, po prostu brakło mi sił na dalszą walkę. Postanowiłam leżeć na tej podłodze i nie wstawiać. „Już nigdy nie wstanę” myślałam, mając nadzieję, że to kimś wstrząśnie. Niestety tak się nie stało. Tato wszedł do kuchni i po prostu zrobił dłuższy niż zwykle krok, przechodząc nade mną jak nad rzuconą po zabawie maskotką. Zaczął od razu pocieszać Miśka, który na wszelki wypadek postanowił płakać.
– Och nie, nie, nie!! – zacisnęłam pięści i wrzeszczałam wniebogłosy, leżąc wciąż na podłodze w kuchni. Waliłam piąchami o kafelki i czułam, że zaraz eksploduję ze złości.
– Nieeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!
I wtedy. Stało się. Coś. Bardzo dziwnego.
Zapadłam się w jakiś tunel.
Który był kolorowy jak tęcza.
I miły w dotyku jak puszek.
Zjeżdżałam tym tunelem jak na ślizgawce.
I całkiem mi się to podobało.
Aż nagle – chlup!
Wpadłam do czegoś, co wyglądało jak tęczowe morze, ale nie było zrobione z wody,
tylko jakby… z gęstych chmur.
Chlup, chlup, tap, tap.
Było całkiem przyjemnie… przez jakąś jedną siedemdziesiątą sekundy, bo potem, nagle, wtem…
– Spóźnię się do szkoły i pani będzie zła, spóźnię się i co będzie?! – zobaczyłam samą siebie, wyskakującą rankiem z łóżka. Rozczochraną i przerażoną.
Zaraz, zaraz, to byłam ja sprzed tygodnia! Wcale się wtedy nie spóźniłam, ale cały ranek bałam się, że tak się stanie. Niepotrzebnie się martwiłam!
– Hej! – zawołałam sama za sobą – Hej!
Ale się nie usłyszałam i ta druga ja pobiegła do szkoły, wciąż panikując i bojąc się kary za spóźnienie.
– Hej, niepotrzebnie się martwisz, nie spóźniłaś się! – zawołałam, ale na próżno.
„Ale mu super dogadałam, tak mu dogadałam, że hej! A nie, nie dogadałam, podkuliłam ogon i uciekłam, ale mogłam mu tak dogadać!” – nagle wskoczyłam w sam środek innego wspomnienia.
Jak w filmie, wskoczyłam do sceny, którą doskonale pamiętałam. Jak Franek, największy chłopak w naszej klasie, złośliwie dogadał mi, że mam głupie trampki (wcale nie są głupie), a ja nic nie powiedziałam, tylko czerwona uciekłam z klasy. Jednak za chwilę byłam w tej samej scenie, ale takiej, jaką chciałabym, by ona była. Oto nagle dogaduję Frankowi, że sam jest głupi jak kaszalot! Tyle że tak nie było, to mój mózg poprawiał wciąż i wciąż te scenę, wspominał ten trudny moment i poprawiał go w wyobraźni. Scena powtarzała się z czternaście, piętnaście… dwadzieścia razy i nie wiedziałam, jak przestać w niej być. Aż zrozumiałam, że muszę przestać o niej myśleć.
I wtedy dotarło do mnie, że – jestem w samym środku swojej głowy!! Przebywam w swoim mózgu! A te napotkane sceny i zdania, i postaci to są moje własne myśli!
Wpadłam na autostradę myśli, ośmiopasmową! Stałam nad nią na wiadukcie i patrzyłam w dół. A tam moje myśli, wspomnienia i poprawione zdarzenia pędziły w jedną i drugą stronę, cudem unikając zderzeń.
Więc takie rzeczy dzieją się w moim mózgu? Więc moje myśl, wspomnienia, urwane strzępki zdarzeń i zdań śmigają mi w głowie w tę i we w tę? To by się nawet zgadzało!
I kiedy nagle spadłam z mostu wprost na autostradę i zatrzymałam się na niebieskiej ciężarówce, wiozącej film z moimi planami na jutro, a konkretnie z tym jak to będzie iść do kina z Rysią i Damianem, nagle jakaś duża żółta ręka capnęła mnie i wyjęła z tego wozu. Siup!
Znalazłam się na cichej łące, a żółta wielka maziowata postać, przypominająca roztopione słońce, popatrzyła na mnie dobrotliwie i powiedziała:
– Musisz pamiętać, że myśli nie są faktami. Najczęściej są jakimś spamem, niedokończonymi obrazkami, które powodują potworny harmider w naszych głowach. To normalna sprawa.
– Myśli jeżdżą po autostradzie i nie przestają – dopowiedziałam.
Żółta maź potaknęła.
– Po prostu je obserwuj. Nie odganiaj, nie dawaj im się wciągnąć. Obserwuj.
Wróciłam na most nad autostradą, usiadłam sobie na samym brzegu, a nogi zwisały mi między barierkami. Patrzyłam jak moje myśli suną szybko i bez opamiętania. Ileż ich było! Nie mogłam się nadziwić, że w każdej sekundzie tyle myślę. Postanowiłam zrobić tak jak poradziła żółta maź – tylko im się przyglądać.
Tymczasem żółta maź nadal do mnie gadała:
– Nie możesz uciekać od złości albo udawać, że jej nie ma. Złość jest w porządku. Gdybyś spotkała tygrysa, który zarzuciłby ci, że jesteś niefajną córką i przyjaciółką, wkurzyłabyś się bez dwóch zdań! I dobrze, bo tygrys potraktowałby cię niesprawiedliwie. Ale być może kiedyś ten sam tygrys wkurzyłby cię tylko tym, że głośno ryczy. A przecież taka jest natura tygrysa, że ryczy i nie ma w tym niczego złego. Taka złość nic by ci nie dała. Wtedy jednak wystarczyłoby, żebyś odpowiednio długo przyglądała się swoim myślom o tygrysie, aż wreszcie doszłabyś do wniosku, że akurat ta twoja złość jest zupełnie niepotrzebna. Jeśli nie będziesz uciekała przed myślami powodującymi niemiłe uczucia, ale dostrzeżesz taką myśl i nazwiesz uczucie, nie odwrócisz od nich wzroku, one złagodnieją.
Tak zrobiłam. Przyglądałam się swojej złości na brata i swoim nie najmilszym myślom na jego temat. Przypomniałam sobie jak Misiek walnął moim telefonem o ścianę. Uch! Wzdrygnęłam się, bo jednak to okropnie wkurzające, ale dobra, dobra, spokojnie, znowu przyglądałam się tej scenie jak widz w kinie. I wiecie co? Powolutku ta szalejąca we mnie złość zmieniła się w przemiłego błękitnego zająca.
– To spokój – powiedziała zadowolona żółta magma.
– Ale milusi.
– Tak – potaknęła magma. – Tylko nie przywiązuj się do niego za bardzo. Ciesz się, gdy jest, jednak pamiętaj, że spokój nie trwa wiecznie. Emocje mówią nam ważne rzeczy, dają znaki o tym jak się w danym momencie mamy, ale szybko się zmieniają. Są nieoswojone. Przychodzą i odchodzą. Odwiedzają cię kiedy chcą i nagle bez pożegnania znikają. Co możesz zrobić, to je zauważać, nazywać i patrzeć im w oczy, dopóki są. Tak się je oswaja, choć nie można ich zatrzymać na zawsze. Tak samo jak nie można ich siła wyrzucić. Rozumiesz?
– Już chyba coraz lepiej. To jak z zającami, budzą ciekawość, ale są nieoswojone. Pojawiają się nagle i równie nagle przepadają w lesie. I trzeba im na to pozwolić.
– Dobrze! – Żólta magma była wyraźnie zadowolona.
I wtedy zobaczyłam, że niebieski zając zniknął, a na jego miejsce pojawiła się liliowa rybka.
– To ciekawość, taki rodzaj poruszenia, miłego oczekiwania.
– Tak, czuję, że czekam na to, co się teraz wydarzy – stwierdziłam, a liliowa rybka machnęła ogonem.
Wpadłam znowu w tęczowy tunel, ale tym razem nie zjeżdżałam nim w dół, ale wjeżdżałam do góry. To było niesamowite. Nagle: GULLG! Zjeżdżalnia mnie wypluła i poczułam, że już nie jestem w środku mojej głowy, ale jestem po prostu mną. Leżącą w kuchni na podłodze.
– Masz jeszcze ciało, Miro – usłyszałam w swojej głowie trochę niewyraźny głos żółtej magmy. – Twoje emocje są w twoim ciele. Naucz się je tam znajdywać.
– Aha – potaknęłam – myśli goszczą w mojej głowie, jeżdżą tam po ośmiopasmowej autostradzie i znikają tak szybko, jak się pojawiły, jak jakieś duszki. Jednak nie są prawdą, tylko jakby ścinkami, spamem. A uczucia się prawdziwe i goszczą w moim ciele.
– Brawo!
– Och, jakie to świetne! Złość gości w mojej klatce piersiowej, a ciekawość w brzuchu. W gardle strach, a miłość w okolicy serca!
– Jesteś pojętną uczennicą – magma była coraz bardziej zadowolona.
I kiedy tak leżałam na tej podłodze to przestało mi się chcieć wstawać i w ogóle ruszać. To było bardzo przyjemne. Leżałam sobie i obserwowałam myśli, które pojawiały się i znikały, nie odganiałam ich, ale też wcale za nimi nie biegłam. Przecież ja nie jestem myślami, one są gośćmi w mojej głowie, jeżdżą sobie po autostradzie, a to ja wybieram, którą z nich chcę złapać, a którą nie. Potem przyglądałam się po kawałeczku mojemu ciału. Noga, noga, ręka ręka… i bawiło mnie odszukiwanie emocji w tych kawałeczkach. W stopach nie mam emocji, to śmieszne, gdybym miała. Ale im wyżej, tym ich więcej. Zaczyna się w okolicy brzucha, potem w okolicy serca, w gardle, w buzi, w głowie. One tam są, mają tam pokoje hotelowe, gdy mnie odwiedzają.
Ponieważ już wiem, gdzie która emocja mieszka, szybko i łatwo ją znajduję. Np. nagle w gardle ścisk i już wiem, oho, przyszła złość! Wtedy SIUP, zerkam na autostradę w głowie i widzę myśl wywołującą tę złość. O nie, nawet wskakuję do auta z tą myślą, już jej nie obserwuję, ale pędzę autostradą jak wariatka zupełna! Pędzimy ja i myśl: Ale mnie wkurza mój brat, przez niego się poślizgnęłam na bananie, ale on jest… o matko, jak ja bym mu… I HOP, przerzuca mnie do kolejnej myśli, bo ta się urwała. Tym razem to szybki kabriolet, a że nie ma dachu to włosy wywiewa mi na wszystkie strony. W cadillacu siedzi jakiś zaledwie kawałek myśli, że: od rana muszą mnie wszyscy wkurzaaa… i znowu HOP, przerzuca mnie do jakiegoś kombiaka… Zwariować można, muszę się wydostać z tej szalonej autostrady, bo te myśli mnie denerwują! To one powodują, że w moim gardle wciąż czuję złość, choć przecież te wydarzenia z kuchni już minęły! Po co je wspominam, po co mam wciąż te myśli w głowie, kiedy to już było i minęło?! Myśli całe albo urwane, obrazkowe albo złożone z wyrazów . Ale ja już wiem, że one nie są prawdą. Tak, muszę sobie powtarzać: One są myślami, tylko myślami. I kiedy tak mówię i mówię, to pomaga, to działa, bo nagle – HOP – wracam do gardła. Mówię: „W moim gardle siedzi teraz złość” i przyglądam się jej. Patrzę na nią uważnie i spokojnie, gdy się miota, a ona pod wpływem mojego wzroku powolutku uspokaja się, aż wreszcie przemienia w błękitnego zająca… Niesamowite, udało mi się wydostać z autostrady myśli, znaleźć w ciele emocję i tak długo się jej przyglądać aż zamieniła się w spokój. Stanowczo za bardzo przejmowałam się moimi myślami.
– Mirelka? Mirelka, w porządku?
Otworzyłam oczy. Nade mną stał tata. Uśmiechnęłam się do niego, całkowicie spokojna.
– Długo tak leżę?
– Jakieś dwie minuty.
– To miałam bardzo dużo przygód jak na dwie minuty.
Uśmiechnęłam się i usiadłam za stołem. Tata nalał zupy mi i Miśkowi. Misiek natychmiast ochlapał mnie swoją zupą, a potem wylał zawartość miseczki na siebie i zaczął płakać. Tata w panice wycierał go ścierką, wystraszony, że mały się poparzył. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi i w tym samym czasie komórka taty, a za oknem trąbił jakiś samochód. Omlet zaczął wydzielać dziwny swąd na patelni. A ja na to wszystko powiedziałam:
– Tylko spokój może nasz uratować, tato.
Wzięłam Miśka do łazienki, przebrałam mu koszulkę i wytarłam zapłakane policzki. Chyba udzielił mu się mój nastrój, bo przestał świrować i nawet się uśmiechnął. Tata podziękował mi, bo sam musiał odebrać ważny telefon z pracy i paczkę od kuriera, który całkiem już zrezygnowany sterczał za naszymi drzwiami. Zamówiliśmy pizzę. Kiedy mama wróciła z pracy, siedzieliśmy w trójkę na balkonie, klepiąc się po pełnych brzuchach, pijąc lemoniadę, zajadając truskawki i licząc psy, biegające po parku przed naszymi oknami.
– Siadaj mamo. I zrób głęboki wdech. Powietrze pachnie skoszoną trawą. Czujesz?

 

Bajka autorstwa Patrycji Mnich!